„Rano, jak się człowiek budzi… wypije trochę szampana i… świat wygląda inaczej (…) Zaczynam myśleć, jak wypijam szampana od rana”.
Helena, “Żony Hollywood”, 2016r.
Niegdyś, w ramach Hawranowych “blogo-cytatów otwierających”, brylowały ambitne teksty: Szymborskiej czy Osieckiej.
Dziś jako intro: słowa zamożnej i “znanej z majątku”, zbitego
na marce alkoholowej (!), małżonki wyjątkowo cierpliwego Pana Stanley’a (dla którego określenie “najdroższa” ma podwójne znaczenie), mieszkanki sekjuriti guarded osiedla w Los Angeles , uczestniczki telewizyjnego formatu tefałenu sprzed kilku lat.
Helena Kolodziey wychodzi z założenia, że nie ma dobrych butów za cenę niższą niż 1500 dolarów “za but”, ma oddzielną garderobę dla “szanela”, durszlak nazywa “rondłem” i twierdzi, iż kobiety,
w przeciwieństwie do mężczyzn, mogą znaleźć sobie sposób na funkcjonowanie tylko w domu, bez wychodzenia do pracy, ot na przykład: sprawdzają czy sprzątaczki posprzątały dobrze…
Zapytać by można (nie trzeba! lecz można): gdzie tu logika?
Skąd ten, dotyczący cytatu na wstęp, “ambicji spadek”?
A więc jakby się zdarzyło, że ktoś zapyta: odpowiadam: w mojej głowie słowa Heleny K. łączą się całkiem zgrabnie z poprzednio cytowanymi Paniami.
Jeszcze do niedawna, wedle mojej wiedzy, polska młodzież nie była zbyt zainteresowana twórczością wybitnej noblistki Wisławy. Myślę sobie, równie bezczelnie, iż gdyby w ramach sondy ulicznej zapytać młodych ludzi o znakomitą Marię Pawlikowską-Jasnorzewską, wielu mogłoby mieć problem z umiejscowieniem jej gdziekolwiek
w czasoprzestrzeni.
Mariaż poezji śpiewanej i młodzieży wydawał się niemożliwy…
Na co przyszła Sanah i powiedziała: potrzymajcie mi szampana(h).
No a skoro szampan, to choć z programu “Żony Hollywood” widziałam kilka lat temu tylko urywki, to ten fragment
o bąbelkowym napoju został ze mną jak widać długo, zaśmiecając szufladki w głowie. Nawet mgła po-covidowa nie sprawiła,
że wspomnienie o tym monologu przy eksluzywnym śniadaniu wyparowało…
Niestety nie miałam okazji (jeszcze!) spróbować jak to jest mieć taką poranną rutynę jaką ma Helena ze strzeżonego osiedla
w mieście aniołów.
Bliżej mi do rutyny Heleny z Legnicy, mojej mamy, która rano pijała kawę z mlekiem, lub kapuczynę, w szklaneczce z cienkiego szkła.
I jeśli już zdołam, przy energicznym 4-latku na chacie, napić się tegoż napoju w ciepłym formacie (rym!), to myślę sobie wtedy, całkiem nieskromnie: “promowałam Szymborską zanim to było modne(h)” #Hawrantrendsetter #wwersjimojegotaty:trendsweter
Wracając z luksusów holiłudu na ziemię, czas się przyznać: znowu chwilę mnie tu nie było. Konkretnie od maja.
Oczywistym jest, że nie uda mi się podsumować wszystkiego, co działo się przez ostatnie miesiące w moim życiu (a Ci co mnie znają, wiedzą, że działo się od cholery rzeczy), ale gdy pisarsko otworzymy w hawranowej głowie szufladkę: “pierwsze skojarzenia” to wyskoczą takie oto tematy:
Cykl: newsy lokalno-mieszkalne.
Znacie taki utwór popełniony przez Agnieszkę Osiecką, który doskonale zinterpretowała niegdyś Krystyna Janda, zatytułowany: “Na zakręcie”?
Słowa zeń do mnie aktualnie całkiem dobrze pasują. “A ja jestem, proszę Pana na zakręcie, migają światła rozmaitych możliwości”.…
No więc,zgadza się! Jestem na zakręcie . To znaczy…. mieszkam około 50 metrów od sporego zakrętu :). Za którym migają światła… sygnalizatorów świetlnych dla pociągów.
Wciąż w tym samym M z tym samym kredytem (zmniejszonym
o kilka rat).
Ten zakręt to tylko drogowo-dosłowny. W życiu bowiem udało mi się, po pewnym rollercoasterze, zafundowanym przez… nazwijmy to życie, wyjść na prostą. W tempie niczym z niemieckiej autostrady. #tamgdzieniemalimitówprędkości
W mieszkaniu ten sam stan osobowy. Chyba, że wpadną zacni goście wszelacy.
Z istotnych zmian: blender, będący ze mną od początku tego bloga, powoli dogorywa. Zamyka więc symbolicznie pewien rozdział w moim życiu. Wykreślam go więc z posagu, ale żeby nie było, że nie idę z duchem czasu: zastąpiłam go Thermomixem. #podbijamwartośćogólnąwiana
Auto to samo: pasuje mi do kształtu oczu 🙂 #dżapanisstajl
Ze zmian okołomieszkaniowych: sąsiedzi od półki z butami zostali zmuszeni do jej usunięcia z klatki schodowej. Nie poddają się jednak łatwo w zaburzaniu estetyki części wspólnych budynku, gdyż prezentacja różnych par białych adidasów na wycieraczce/obok wycieraczki/pod wycieraczką etc. nie dodaje smaku i elegancji. No ale… #nieodrazuRzymzbudowano
W ogóle pakiet sąsiadów jaki posiadam jest całkiem … ciekawy. Taaak, ciekawy to chyba dobre słowo.
Są karki i Karyny, jest para, która (zazwyczaj w piątki) brzmi jakby nagrywała film nieco bardziej niż erotyczny #przyotwartymoknie
Zaskoczył mnie dnia pewnego ich performens o godzinie dość wczesnej (przed 21-szą) i cóż, powiem tyle: podlewanie wrzosów na balkonie nigdy nie było u mnie tak szybkie i nie kończyło się tak wielką traumą #zcyklutegonieodsłyszysz
Piętro pod moim, wypełnione jest pieskami rozmiaru XXS. Jedne słychać mniej, drugie bardziej. Nie są tak luksusowe jak piesek innej z żon holiłud , Iwony: Toby, co “zawsze chodzi po karpecie” (carpet=dywan), jeździ na randki ze swoim “Państwem” i jest ubezpieczony na milion dolarów… Myślę sobie jednak, że ich właściciele też bardzo je kochają 🙂
Ogółem stwierdzam, że sąsiedzko: mogło być gorzej. Nie ma zbytnich dram(atów). Z gatunków filmowych jak widzicie powyżej mamy głównie: przyrodnicze lub erotyczne.
A jak już jesteśmy przy filmach…
W ostatnich miesiącach widziałam kilka pozycji godnych polecenia.
Faworytem filmowym-mym w roku 2023 jest (i niewątpliwie pozostanie), niedawno obejrzany w kinie, koreański film: Poprzednie życie/Past lives.
Absolutnie niezwykły. Mnie zostawił z oczami przeszklonymi jak po obraniu kilku ostrych cebul.
Jako człowiek, który ma nieco wschodni typ urody i niegdyś, przez wzgląd na swoją fryzurę został ochrzczony, kolejno: “koreańskim skoczkiem narciarskim”, “japońską księżniczką” i “małym chińskim zwiadowcą”, mam słabość do niektórych produkcji
z dalekiego wschodu. Wszak moją ukochaną bajką Disney’a jest Mulan, a w Szybkich i wściekłych zawsze najbardziej podobał mi się Han!
W klimatach “ist”- tym razem związanych z Japonią, polecam Wam też animację z gatunku anime: Weathering with you.
Powstała kilka lat temu, ale dotarła do mnie całkiem niedawno.
Jest to opowieść o dziewczynie zwanej : Sunshine Girl, która jest
w stanie zatrzymać deszcz w wiecznie pokrytym chmurami
(z których pada!) Tokio. Płaci za to wysoką cenę: traci część siebie…
Dosłownie, gdyż po każdym “wywołaniu słońca” część jej ciała wyparowuję.
Do momentu, w którym jest tak lekka, że nie może utrzymać się na ziemi i znika w chmurach. Zanim jednak to się wydarzy, spotyka ona na swej drodze chłopca, który, motywowany młodzieńczą miłością, decyduje się walczyć o nią, nawet za cenę tego, że w Tokio już nigdy nie zaświeci słońce.
To opowieść o tym, że prawdziwe uczucie jest wtedy, gdy wybierasz miłość do drugiej osoby, nawet, gdy wiesz, że często będzie padał metaforyczny (lub nie) deszcz.
Tak się złożyło, że pewien fragment tej animacji skojarzył mi się… ze mną samą #Hawranwidzicochcewidzieć #zdjęciemepochodzizczasówsprzedanimacji
Wracając nieco “na zachód” , wspomnieć chciałam, iż w ramach cyklu: przed telewizorem, całkiem niedawno obejrzałam baaardzo zacny dokument o Davidzie Beckhamie.
W ramach ciekawostki pobocznej, przy oglądaniu tegoż, dowiedziałam się, że Victoria Beckham posiada 15 (!)pierścionków zaręczynowych od Davida (większość otrzymała już jako…żona)…
#zawszewiedziałamżemaonałebdointeresów
Ja w swoim życiu miałam dwa pierścionki zaręczynowe i oba oddałam po zakończeniu relacji… #amożnabyłoprzetopićnakolczyki
No ale jedni mają “la luksus” a inni “la biedę” . Tak ten świat jest skonstruowany.
A tak na poważnie: nie narzekam, nauczyłam się doceniać siebie
i małe rzeczy.
I pierścionki, które zakupiłam sobie sama 🙂
Tak w ogóle to z kwestii, które doszły do mnie ostatnio, najważniejszym okazało się zrozumienie prawdziwości hasła poniżej:
Po naszemu: porzuć iluzję, że cokolwiek mogło być /wydarzyć się inaczej.
Ejmen to that, jak zaśpiewałby chór gospel 🙂
Z innej beczki, w ujęciu lokalnym, ale nie lokalowym, czyli poza-mieszkaniowym: przez ostatnie kilka miesięcy “dojrzałam miejsko”poza Wrocławiem, to znaczy: mam swoje ulubione stoiska z warzywami, nabiałem i mięsem na lokalnym targu…
Oprócz tego, że produkty zeń rozkładają na łopatki te z marketów, to wizyta tamże zawsze jest okraszona dialogami nie
do podrobienia, ot choćby:
“Pani Kaziu, u Pani ta malwa rośnie. Ja łażę koło swoich i coś mi nic nie rośnie”
Pani Kazia: “a bo ja nie chodzę jakoś specjalnie koło nich, a rosną jak głupie”.
Kurtyna.
Na tym samym targowisku można oczywiście obkupić się też
w (całkiem luksusowe niejednokrotnie i unikatowe, made in Italy not in Bangladesz): szmaty i mazidła 🙂 Nie powiem, że jakiś sweterek lub dwa nie robią wrażenia na mieście, niczym żadory od projekatntów. A Ty wiesz, że masz na sobie sweterek od Beaty, co ma stoisko z odzieżą produkowaną we Włoszech. #zacenęnormalną #niejakwMilano #HelenazHollywoodnielubitego
Wiem, że kupując pod gołym niebem i blaszanymi daszkami, omija mnie wiele atrakcyjnych akcji dyskontowych. Ostatnio słyszałam, że w biedrze można zbierać (bić się o) naklejki i odebrać: parówkę Patrycję czy też rogalika Radzia.
Z tym ostatnim (imieniem) wiąże się dla mnie śmieszna historia sprzed kilku miesięcy, gdy prawie to byłam na kawo-randce z pewnym Radziem, który wydawał się na początku rzeczywiście rogalikiem/ciachem, a okazał się niestety smutnym zakalcem.
Kreator smaku Hawran rzecze więc: zakalec Radzio, nie rogalik Radzio. Oby ten z biedry okazał się dla dzieci bardziej “strawny” (jako zabawka).
I uważajcie na siebie w trakcie walki na dziale warzyw i owoców 🙂
A jak już jesteśmy przy warzywach i owocach, to przypomniało mi się, że w trakcie blogowej przerwy, pewna Pani od fo-pa i etykiety przekazała społeczeństwu, że banana należy jeść za pomocą widelczyka i noża (za pomocą ręki i buzi to tylko po cofnięciu się
w ewolucyjnym łańcuchu). Zapewne najlepiej byłoby gdyby leżał on(banan) na talerzyku z chińskiej porcelany.
Tej drogiej, a nie tej z napisem mejd of czajna.
To przywodzi mi na myśl inne porady: od Pani, która na produkty
z huty szkła o imieniu tytułowej partnerki Romea, nakleja etykiety :
‘la nie-biedy” i sprzedaje za gruby hajs. Dzięki temu stać ją na masaże stereo (!) : te w wannie i te (równie stereo) twarzy, wykonywane glamur balonikami (nadmuchanymi bardziej lub mniej). Oczywiście baloniki czy gąbki do masażu całego ciała nie mogą zejść z półki niższej niż ta w harodsie.
Bowiem: Plażo, proszę! Pani Dżoana (nie Krupa) dyskonty omija podobnie jak ja, tylko ona nie na rzecz lokalnego targowiska. Ona to raczej na rzecz targowiska próżności.
W ujęciu globalnym: dużo się dzieje złego. A Wisława Szymborska jak zawsze dysponuje cytatem, który doskonale potrafi to wszystko podsumować:
Spójrzcie, jaka wciąż sprawna,
jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze przeszkody.
Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.
Pozostaje mocno wierzyć, że Czesław Niemen miał rację, iż ludzi dobrych woli jest więcej…
Ale, że ten blog to głównie rozrywka, wróćmy do bardziej pozytywnych przekazów.
Z cyklu: w wielkim, szołbiz-świecie (bo każdy z nas kocha gossipy):
- Po raz pierwszy w życiu obejrzałam coś pełnometrażowego, związanego z kinem Bollywood.
Był to filmik na Kanale Sportowym, autorstwa Pana Stanowskiego.
Ten o Natalii J.
Zwanej ostatnio Natalią Ś. Ś jak Ściemnioszek.
Domniemanej gwiazdy ów kina.
Przed tym filmem nie wiedziałam o niej nic. Jak się okazało w tym samym punkcie – niewiedzy – była większość naszych rodzimych dziennikarzy, lansująca ją w ostatnich latach.
Doszłam do subiektywnego wniosku, iż przez to, że w korpo świecie zdarzało mi się pracować z ludźmi z Indii, jestem tam chyba bardziej znana niż wymieniona wyżej Pani Natalia.
Kolega z Indii nawet piekł muffinki na imprezę charytatywną, którą pomagałam organizować. #łączeniekultur
Nie śledzę kariery Pani Natalii, ale myślę sobie, że po takim demakijażu chyba wyjechałabym gdzieś, gdzie mogłabym się poczuć anonimowo. Ot choćby do Indii. - Z cyklu: na co nie wydałabym nawet złotówki: w necie, za JEDYNE 1699 zł można zakupić sobie (od byłej Barona,) udział w warsztatach…w Oddechowie…Pod Warszawą.
Nie dość, że pooddychacie sobie w duchu szamanik brefłork
(z wolnego tłumaczenia autorów: shamanic = świadome…), to jeszcze będziecie mogli przejść przez medytację łona, połączycie się ze swoim yoni i będziecie wyrażać lepiej swoje pragnienia i potrzeby.
Dodatkowo w pakiecie rytuał spalenia ubrania i zrzucania wstydu, czy też spalania wstydu i zrzucania ubrań. W bonusie zaś rytuał gliny. I nie chodzi tu najpewniej o standardowe rytuały policjantów.
Powiem tak: jing i jang to już dla mnie maks, nie ma miejsca na yoni, a swoją potrzebę wyrażę już teraz: nie dziękuję. Za 0 zł. #1699złwkieszeni #możejednakmamłebdointeresów - Celebryci, jak sama nazwa wskazuje: celebrują. Jedni odnowienie ślubów, kolejni premierę rozwodu, jeszcze inni dramy w portalach plotkarskich.
Niektórzy nawet porwali się na skok na SKOK i za to grozi im wyskok na odsiadkę. Kwota skoku, okolice niespełna 3 milionów złotych, dla Heleny Kolodziey byłaby dziennym wydatkiem na szanele, a tu w Polsce taka afera…pfff
Poza tym przecież wiadomo, że #dziecikosztują - Za nami dzień Wszystkich Świętych, czyli święto logistyki wszelakiej: odnalezienia się w przy-cmentarnej organizacji ruchu, mistrzostwa
w znalezieniu miejsca do parkowania, umiejętności zagięcia reszty rodziny stylizacją (logistyka jakie futro do jakich kozaków), a także, last but not least: logistyki ustawienia zniczy i kwiatów na nagrobku #czerwonedajpobokachboonemniejbogatowyglądają #białydoprzodu! #żeteżznowuciotkaZośkamusiałatakiewiechciepostawić - Nie wypowiem się, czy nowy Znachor jest lepszy od starego Znachora, gdyż nie widziałam ani jednego ani drugiego. #nawetniezabardzosiękajamztegopowodu #każdymawsobiejakąśkontrowersję
Z końcowych porad:
Jak zwykle przed zimą: jedzcie cytrusy!
O każdej porze roku: zastanówcie się dwa razy, zanim zapiszecie się na jakiś kurs online 🙂
Co do oddawania pierścionków zaręczynowych: decydujcie po swojemu.
Wasz Hawran