O niebieskiej strzale, randomowo wystylizowanych Simsach, cienkim szkle i o tym, kto nie jest mandoliniarzem.

"Ktoś tutaj był i był,
 a potem nagle zniknął
 i uporczywie
 go
 nie ma".
Wisława Szymborska,"Kot w pustym mieszkaniu"

No dzień dobry…
Nie było tym razem problemu z cytatem “na wstęp”.
Najmniejszego zawahania nawet.
To o mnie.
I o blogu.
Jak nic.
Mur beton
i naturalnie.
“Absolutnie!”, jak powiedziałaby Pani Surmaczowa do doktora Koziełły
w Klanie (#wiemżewieciektoto).
Ale już jestem.
Tadam!
Wróciłam.
Jak Arnie w Terminatorze, jak Keanu w filmie John Wick….

Dłuższą chwilę mnie nie było, ale uwierzcie, musiałam uporać się
z doświadczeniami, przy których ostry-cień-mgły to tępo-wyraźne-słońce.
Po naszemu: łatwo nie było, ale żadnych żalo-smutnych-dram nie zamierzam Wam tu serwować.
Dla wyjaśnienia, (za słownikiem slangu miejski.pl): drama to przeważnie negatywna sytuacja wywołująca dużo emocji, często skrajnych.
Drama wyróżnia się zwykle posiadaniem historii bazowej, na której narasta problem oraz długofalowością, czym zazwyczaj różni się od wydarzeń spontanicznych, jak inba czy przypał). No to jak tę definicję czytam to nie, to nie tu.
Nie po to opłacam domenę, serwer wirtualny…. i internet oraz prąd, żeby Wam tu zamulać ( zamuła – straszna nuda, lipa/ cyt.za słownik slangu miejski.pl).
Poza tym, nauczyłam się już, przez te kilkadziesiąt wiosen, że pewne rzeczy w życiu należy (od)puszczać, dlatego, że po prostu są c i ę ż k i e.
#podwójneznaczenia

Także jak to drzewiej bywało: radocha, zaciesz, sarkazm i Hawranowa obserwacja jako klimaty dominujące.

Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane…

… jak pisała w tym samym utworze cytowana “na górze strony” noblistka.

Trzeba więc (na nowy-początek) jakoś wyselekcjonować, co z czasu niebytu-mego-tu warte jest opowiedzenia/opisania.
Jako, że nazwa bloga zobowiązuje – nie będzie to miało żadnej chronologii czy odgórnej logiki. Lekko chaotyczny przegląd treści z blogowej próżni:

  1. Muzyka
    Miałam trochę przerwy w nałogowym słuchaniu muzyki.
    Moment nie-sprawdzania co nowego na YT i tym podobnych.
    Ale wracam powoli do starej, dobrej ciekawości świata muzycznego. Niemniej jednak, bez tak zwanego bicia, muszę się przyznać, że o ile kiedyś przez większość dnia pod nosem nuciłabym ambitne mniej lub bardziej piosenki rockowe, popowe, hip-hopowe, Podsiadł(o)we i cytowałabym Wam tu ciągiem takie piękne teksty, jak z jednego z moich ulubionych kawałków ostatnio:

Czasem wątpię, czasem jestem tchórzem
Kłócę się najgłośniej, kiedy wiem, że masz rację
Kochać to za mało, wciąż Cię lubię
Wiem, ile zepsułem, będę starał się bardziej

Artur Rojek, “W nikogo nie wierzę tak, jak w Ciebie”

… to teraz w moim repertuarze “królują”, zarówno odśpiewywane dziecku, jak i sobie pod nosem, gdy nikt nie widzi, takie hity jak:
“Była sobie żabka mała re re kum kum kum, re re kum kum,
która mamy nie słuchała, re re kum kum bęc!”
W pakiecie z żabką: “Ta Dorotka, ta malusia”, “Kotki dwa”
i “Idziemy na niedźwiedzia”.

Ale, co by nie mówić, wciąż lepsze to, niż zapodać bit Meminema:
“nie pytają Cię o imię
walczą z ostrym cieniem mgły(…)

to jest maj nie pachnie Saska Kępa”.
No mam swoje granice.
I choć nie jestem mandoliniarzem, czyli osobą obrażającą gust muzyczny innej osoby to  #pewnychrzeczynieodśpiewam.
Aaa, i chciałabym rzec, że wydaje mi się, że Saska zawsze w maju pachnie bzem. Kropka. Po włosku Punto.
Kropka, która zamyka temat muzyczny na dziś, a jednocześnie, jakże płynnie, otwiera kolejny.

2. Punto, czyli motoryzacja. Motoryzacja, czyli Punto.
Niestety czas próżni blogowej, był czasem pożegnania z niebieską strzałą.
W blogowym oświadczeniu majątkowym z pierwszych wpisów, gdzie Punciak wchodził w skład masy spadkowej, musi się więc pojawić aneks.
Czuję, że jestem temu autu winna oficjalne pożegnanie.
I podziękowanie:
za kilkadziesiąt tysięcy zrobionych ze mną kilometrów.
Za “dźwiganie” moich bambetli przy przeprowadzkach.
Za odwożenie korpokolegów i korpokoleżanek po imprezach do domów.
Za dzielne przebiegi na trasie Wrocław-Katowice i Katowice-Wrocław.
Za wypady do Piły, Legnicy, Krakowa i Włoch.
Za to, że nigdy nie zawiódł w trakcie drogi (#naparkingutoinnakwestia #ważneżezabarierkaminaA4staćniemusiałam):

Za niezliczone przygody z siostrzenicą na pasażerce, latające hot dogi, krówkowe toffi z bi-pi, wyprzedzane białe busy, lejm-znaki i schowek pęczniejący od płyt si di (cd) :

Za patrona tras –  jednorożca, który będzie sprawował pieczę i nad nowym motoryzacyjnym nabytkiem:

Za to, że lewy pas bez wstydu był “nasz”, mimo 78 koni pod maską (#lamywbeemkach #takwogólenicniemamdobeemek #żebyniebyło).

I za to, że nigdzie kawa na wynos nie smakowała tak dobrze jak w Punciakowej trasie:

Grazie Mille, Amico! Mi mancherai!

A skoro już wspomniałam o kawie…

3. Kawa.
Tu niewiele się zmieniło. Nie wydoroślałam, czyli: nie lubię whisky, zamiast opery wolę kino, a zamiast espresso wybieram mleko z kawą.
Zmieniło się tylko jedno.
Teraz częściej piję zimną… (#matkizrozumieją #zimnakapuczina).

źródło zdjęcia : Pinterest/ zapisano z www.lifeofamomma.com

#odkryłamteżżeczasemmikrofalówkaratujesytuację

Poza tym zauważyłam zwiększające się podobieństwo kawowych nawyków, do tych, które celebrowała moja mama. Czyli kawa najlepiej smakuje mi
z cieniutkiej szklanki lub kubka z cienkiej porcelany i, (to już od dawna),
z niczym nie smakuje tak dobrze, jak z zagęszczonym mleczkiem z krówką na opakowaniu. Generalnie od lat przyczyniam się do sukcesu finansowego pewnej firmy z Gostynia. #wciążczekamnazdjęciezkrówkąwitającąnawjeździedotegożmiasta
#inagratisowykartonikmleczka #pojemnośćtakplusminus20litrów

4. Coś na ząb, czyli po dorosłemu jedzenie, po młodzieżowemu szamka.
Tu w zasadzie też niewiele zmian. Nadal dodaję sól do frytek,
cukier do kawy i herbaty, w chwili słabości duże lejsy paprykowe zakupię, nawet jak promocji w Kerfie na nie nie ma i wciąż sprawdzam, czy aby na pewno pieczywo zawiera gluten, w sensie – nie wiem, z czym chcę kanapkę, ale na pewno ma być z glutenem! (#noglutennokraj, #makeglutengreatagain,
czy,
jak pisywał kiedyś kolega z korpoławki: #jeżelinielubiszglutenunienazywajsiebieproszęprawdziwymPolakiem).

Wciąż też nie lubię suszi, arbuza, kisielu. I łiski – jak pisałam wyżej.

5. Literatura.
Mimo tego, że (porównywalnie z kategorią muzyczną) dość dużo czasu zajmuje mi recytowanie zasypianek i czytanie kogo rozbawia Disneyowski Goofy, to nie zapomniałam całkowicie o literaturze +18 (nie mylić
z dziełami Pani od trzystukilkudziesięciu dni).
Wciąż cieszy mnie nowa książka na półce, a dobieram je tak, że prawie każda cieszy mnie też po przeczytaniu. #notimetowaste
Kryminały i biografie nadal w top of de top. Ale nie o nich chciałam w tej części wspomnieć.
Zamierzam natomiast polecić Wam książkę “Świnia ryje w sieci” oraz eBook “Dzienniki hejterskie” autorstwa PigOuta.
To (e)książkowe reprezentacje: mądrego sarkazmu, kunsztownej autoironii
i nowomowy, którą, po młodzieżowemu, propsuję.
Lekkie pióro, nawet przy opisach ciężkich celebryckich inb
(inba= niespodziewane wydarzenie, zwykle o wydźwięku negatywnym, wywołujące duże emocje, inaczej np.: masakra/ cyt. za miejski.pl).
Ponadto są tam nawiązania do mojej codziennej rzeczywistości w wymiarze długofalowym – pracy w korpo, a także do pojedynczych życiowych wydarzeń – jak na przykład próba bycia na kilku (w zależności od stacji TV) Sylwestrach jednocześnie.
Wspominam tu o tej literaturze z jeszcze jednego, istotnego względu: bardzo dawno nie zdarzyło mi się śmiać przy czytaniu czegoś w głos (#boprzyoglądaniurelacjiMakeLifeHardernaInstagramiejaknajbardziejrechoczęażsłychać).
A to wielka sztuka sprawić, by się człowiek w momencie chłonięcia lektury czuł po prostu miło i przytulnie. To tak dobre uczucie, jak gdyby mama wołała na pierogi ruskie, albo na pączki. #choćPigoutpewniezamieniłbytonapotrójnegoburgera
Jednym słowem/zdaniem:
Szanowny PigOucie, cytując jutubowego –  internautę: Jest Pan diamentem Excelsior pośród węgla blogerów/autorów. Dziękuję!

A skoro już wspomniałam tam wyżej o korpo…

6. Praca.
Ten moment/
gdy odliczasz godziny do powrotu do biura/
bo brakuje Ci :
spijania kawy i plotkowania ze współpracownikami w kuchni/
wspólnego wyjścia do lidzia na poniedziałkową promocję/
samej pracy/
motywacji, by przed południem zamienić pidżamę na ofis luk/.
Ba, ten moment, gdy brak Ci nawet tego, że ktoś ciągle podpija Twoje mleko
z lodówki…
I już jesteś w ogródku/
już witasz się z gąską/
już dostarczyłeś badania medycyny pracy
… a tu pandemia…
Jedyne, co pozostaje, to zanucić sobie pod nosem piosenkę Alanis Morisette “Ironic”. #oczywiścietaśmaprofesjonalna #zawsze
#szansaszansaszansa#szansaszansaszansaaa#szansaszansaszansa
#szansanasukces! (zanućcie w głowie, w pokłonie za prowadzenie tegoż programu przez Wojciecha M.)

Skoro zaś wspomniane zostało koronowane ostatnio słowo pandemia, to kilka słów o niej też niechże się pojawi.

7. Kwarantanna w koronie.
Czasem wydaje mi się, że Internet powiedział już na ten temat wszystko.
Ale chwilę później wchodzę na wyżej wspomniane relacje Make Life Harder
i stwierdzam, że kreatywność ludzka nie zna granic, a Internet dostosowuje się do zmieniających warunków szybciej, niż niektórzy podpisują wszystko to, co się im podłoży pod nos/rękę.
Ponieważ treści dotyczących aktualnej sytuacji jest wszędzie pełno, nie zamierzam się tu jakoś specjalnie, póki co, rozpisywać.
Napiszę Wam tylko zdanie, które kiedyś usłyszałam od kobiety-legendy, Pani Zosi.
Rozmowy z Panią Zosią były długo przed pandemią, więc Pani Zosia używała tej sentencji nie w odniesieniu do wirusa. W tamtym czasie bardziej w odniesieniu do “pasożyta”, którym w jej opinii była jej własna synowa.
A sentencja ta brzmi: “nawet najdłuższa żmija kiedyś przemija”.
I tej mądrości się trzymajmy. Pani Zosia wie co mówi. I jako była kierowniczka PeWeXu – na życiu się zna.
#tominie

8. Dom.
Kwarantannowo, ale stabilnie.
I sterylnie.
Ręce myjemy.
Do prawników nie dzwonimy.
Seriale oglądamy.
Filmy mniej, ale też.
Zwiększyliśmy średnią ilość spożycia mrożonej pizzy z Biedry.
Nawet tą “na grubym cieście” nie gardzimy.
O dziwo cheddar z Lidzia (z krówką na “okładce” najlepszy! #cojamamztymlogiemkrówki #innakrówkaniżgostyńska) dłużej zalega
w lodówce.
P. lata kulką w kosmosie, ja daję zarobić Paczkomatom.
Wytrzymujemy dzielnie.
Uczucia obecne.

Spajdi potwierdza:

 

żródło: https://me.me

I cóż za przypadek, że tak do podsumowania tego punktu mi tu znowu genialna Wisława pasuje, tym razem z Portretem kobiecym:

Musi być do wyboru,
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską. 

Wisława Szymborska, Portret kobiecy

#interpretacjawierszamaturzyściczasstart

#ipamiętajcieniezależnieodtegokiedymaturaitakbędzieLalka #Wokulskizawsze

9. Inne/niesklasyfikowane/informacje/do/przekazania/ tak na jedno-dwa zdania (czasem zdjęcie):

a) Posiadam swój własny ex-libris. Jakość i własność książek podbijam nie byle-jakim emblematem.

#unicorn

b) Brawurowo jeżdżę spacerówką.

c) Przed pandemią odkryłam, że czekolada na gorąco z automatu w Casto (sklep z artykułami budowlanymi, tam, gdzie imienniczka mojej siostry “inspiruje”) jest naprawdę pyszna. #monitoringtylkowieilerazymonetętamwrzuciłam

d) Nasze dziecko miało imprezę z okazji roczku (jeszcze przed kwarantanną) i żaden portal celebrycki o tym nie napisał.
Na Podkarpaciu też o tym nie mówili…(#śledzącydramyzrozumieją).
Może dlatego, że nie proponowałam, jak, moja z kolei imienniczka, barterowego rozliczenia się za udział w imprezie, czyli
oznaczania na insta czy w innych tiktokach.
A wzmianka followersom mojego bloga o kimś/o czymś to byłby nie bylejaki kąsek przecież.
I choć jeszcze czytelników nie liczę w tysiącach czy milionach,  wcale nie jest mi z tym źle.
Poza tym, w pełni popieram odpowiedź Jamesa Blunta na jedno
z hejterskich pytań na Twitterze. Na pytanie: “dlaczego masz tylko 200 tyś followersów?”, odpowiedział : Jesus only needed twelve”.

Tak w ogóle to polecam tego Twitterowicza. Najlepsze come-back-i ever.

e) W pracy wciąż mogę wdzwonić się na telekonferencję z człowiekiem, którego miniaturka zdjęcia na skajpie wygląda jakby był on spinaczem
z Worda. #małeszczęścia



źródło: https://cadenaser.com/ser/2017/03/06/ciencia/1488802140_837550.html

f) Dzieci i młodzież narzekają na książki jako prezent…
Przykłady na własne-małe- piwne oczy widziałam.
#takieczasy #niewdzięczność #książkizakarę #niepodobasięksiążkatodorobotyzarabiaćwłasnyhajsnatechnogadżety

Minłajl/ tymczasem…
W stolycy młodzież porównuje się kto ma bogatszych rodziców, tfu droższy ałtfit…
I 130 tyś osób subskrybuje ich kanał. Niepojęte!
Ja ledwo wytrzymałam do połowy “pokazu” w jednym filmiku…
Średnia wartość ubioru młodego cwaniaka-Warszawiaka to okolice
15-20 tyś złotych…Taka wiedza mi przybyła, nie wiem po co.

Ponadto, z obejrzanych 2 minut  dowiedziałam się, że istnieją takie marki jak mąkler (najbliższe znane mi słowa dotytchczas to “ekler “i “bążur”) i wilołn.
A młodzian, który prawie zapomniał, że do ałtfitu wartego 28 500 peelenów musi dołożyć jeszcze “ring lui vi” (w tłumaczeniu na nasze:
pierścionek Louis Vuitton
) za “skromne” tysiąc sześcset, nie ma nawet świadomości, że jego ring jest wart więcej niż moja szafa. Hawry(look) to przy tej smarkaterii zdecydowany lołbadżet.
Z kupioną na Vinted za 2 dyszki  (słownie dwadzieścia złotych) pierwszą
w życiu koszulką Hil-figa (z metką!#szachmatpaździerze) nie mam się co pchać z motyką na słońce i porównywać do tych dzieciaków.
Jak mawia młodzież – nie ma podjazdu.
Jedyny nasz wspólny mianownik to to, że i oni i ja nosimy w plecaku, uwaga, Tymbarka, a nie jakieś perlasz.
No może jeszcze łączy nas to,że czasem w plecaku zdarzało mi się nosić jedną (nie 6) par butów na zmianę – zazwyczaj trampków, wartą średnio 39,99.  I to nawet nie eurasków, tylko złociszy.

Standardowo, najlepsze, co można znaleźć przy okazji takich filmików,
to komentarze. Moje ulubione to te o wywaleniu bananowego licznika poza skalę i porównaniu tych najdrożej wystylizowanych modeli do “randomowo-ubranych-Simsów”.

#komciezłotojakluivi

g) Wracając na finansową ziemię…
Ciężkie czasy w robocie, gdy jako telefon służbowy proponują w firmie
nokię-z- klapką.
#fartemzałapałamsięnaajfonadwalatatemu #możeczaswyjąćgozpudełka #powrótITdotradycji

h) Zmieniam Fiata na Toyotę (w cenie blezerka młodzieżowego z hał macz is jor ałtfit). Nie mam jeszcze pomysłu na nazwę własną. Niebieska strzała będzie ciężka do przebicia. Jakby ktoś chciał ideą rzucić, to zapraszam na priw.
Pech tylko chciał, że jak paliwo było za bezcen, to akurat bez auta byłam…
Za niedługo pewnie znowu aktualny stanie się następujący cytat, gdy mijać będziemy stacje paliw na A4 czy A(wstaw numerek) :

"Serce jej popękało nocą na autostradzie.
Kiedyś uśmiechała się częściej, dziś uśmiecha się rzadziej"
Koniec Świata, Serce w Paryżu

i) Nasza latorośl szybciej niż mówić mama i tata nauczył się odliczać 3,2,1
z Norbim w Kole Fortuny #każdygdzieśpopełniabłąd #dobrzeżeniemówibankrut

j) Z teorii spiskowych wciąż najbardziej oburza mnie ta, że laktoza i gluten  szkodzą.

k) Seriale wciąż  są lepsze niż filmy. Wiem, bo, jak już wiecie, oglądamy. Aktualnie szczególnie polecam tv series Breeders – serial o ciemnej stronie rodzicielstwa, z doskonałym brytyjskim-dark-poczuciem humoru.

l) Panie w lokalnej piekarni w czasie pandemii – jak i przed nią – z miną, jakby były tu za karę i myślą, że jak pogrożą fochem to nie zauważę na paragonie, że chleb firmowy dwa razy “nabity” #kalkulatorwgłowie #korektaparagonualbozdejmęmaseczkę #ikaszlnę

ł) Moje dziecko macha wszystkim kierowcom przepuszczającym nas na przejściu dla pieszych #cotamżejużniepatrzyczymuodmachują #kulturagłupcze

m) “Halo Korona, żyjecie? “hasłem kwarantanny!
#tajnykodprzedwyjściemnaspacerzbombelkami
Ania, dzięki za wszystkie wspólne kilometry w nogach, za  rebelię ze spacerówkami w tle, kule serowe od niemiłych Pań z piekarni i wspólne wnioski, że McFlurry z bałnty to jednak przegrywa z tym z kitkatem.
Czekam na czasy, aż będziemy się czaić na tych, co chcą nam na ołpenspejsie mleko zajumać.

Co do wyliczanki to na razie chyba tyle.
Oczywiście pod podpisem będą pe-esy.

Sterylne pozdrowienia.
Wirtualny ścisk! Taki miły, nie jak w komunikacji miejskiej z czasów przed pandemią.

Podpisano elektronicznie:

Wasz Hawran

P.s. 1 (najważniejszy!)
Już niedługo Dzień Matki.
Jeśli możecie – wypijcie z nią ciepłą kapuczinę.
Jeśli nie możecie – zadzwońcie.
A jeżeli i ta opcja niestety nie jest osiągalna – pomyślcie o niej ciepło
i pożyczcie wszystkiego dobrego. Gdziekolwiek jest – na pewno usłyszy.

Ja mam nadzieję, że Helena słyszy, bo to, że czuwa gdzieś tam “z góry”
– wiem. Ze szklaneczką z cienkiego szkła w dłoni.

P.s. 2
Uwaga, będzie przekleństwo. #viewerdiscretionisadvised.
Gdy sytuacja życiowa jakaś napiętą się stanie, bądźcie jak Jan Peszek
w wyzwaniu Hot16challenge, które podjęła jego córka: nakurwiajcie zen!

P.s. 3
Pamiętajcie, żeby uważać na autokorektę w słowniku przy pisaniu maila czy smsa, bo zamiast wysłać do szefa wiadomość – zdzwonimy się
w poniedziałek, możecie posłać taką o treści:
“ześwinimy się w poniedziałek”.
(historia autentyczna.nie moja)

Rigardsy!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *