O hazardzie w korpo, braku chleba w WARSie, małym chińskim zwiadowcy i odległej Żabce.

Zdarzyć się mogło.
Zdarzyć się musiało.
Zdarzyło się wcześniej. Później. Bliżej. Dalej.
Zdarzyło się nie tobie.

Wisława Szymborska, Wszelki wypadek

Zdarzyło się mnie!
Wiele rzeczy, które sprawiły, że pisanie znowu wylądowało gdzieś
na szarym końcu priorytetów.
A to jakiś ciężki egzamin (zdany!), a to wysłanie dziecka w ramy przedszkolno-żłobkowych instytucji ( a co za tym idzie pierwsze rysunki i…infekcje przytargane od innych dzieci, które jeńców nie biorą i rozłożyły też rodziców), załamywanie rąk nad rynkiem mieszkaniowym oraz,
last but not least, zmiana pracy… Po 9 latach, 3 miesiącach i 14 dniach!
Stało się i aj-bi-em przestał być moją firmą-matką.  Prawie jednej czwartej części swojego życia właśnie macham na pożegnanie, zostając z masą wspomnień i dobrych kontaktów w społecznej sieci.
Jak to z matkami bywa – czasem bardziej kochasz a czasem bardziej
Cię denerwuje – tak też było i tu. Mix rzeczy złych i dobrych, ludzi wspaniałych i takich trochę mniej.
Ogrom śmiechu, trochę łez i fakapów.
Dużo wypitych…kaw. Z mlekiem. Tym, co szczęśliwie w danym dniu nie zaginęło. To w zasadzie, jakby  się zastanowić,  zawsze była loteria:
ile ubyło dziś, bo ktoś sobie “użyczył”? #jakiekorpotakihazard
Ogrom zjedzonych ciast “z każdej możliwej okazji”, pochłoniętych
w stresie batoników z automatu, który też “działał” na pograniczu “hazardu”. #Snickerswypadnieczymaszynawciągnie2złoteinicnieda
Kilka działów, kolorów włosów i pseudonimów. Do starego dobrego Hawrana ludki z korpo dołożyły: małego chińskiego zwiadowcę, japońską księżniczkę i Kluskę (cienką, rosołową nitkę).
Kilka zaginionych sztućców. Sporo jedzenia, którego nie odnalazłam
w lodówce, mimo głębokiego przekonania, że kilka godzin wcześniej
je do niej wkładałam.
Fragment poręczy spadający na środek mojej głowy z piętra wyżej,
w trakcie próbnej ewakuacji (trafiona ja- jedna na 1000 osób/ skutki uboczne do dziś nie do końca rozpoznane).
VIPy na dzielni, jak na przykład Vateusz M. (znany w pewnych kręgach już wtedy jako premier), które, mimo Borowików ochronnych, nie zdołały ominąć 3 nerdów wracających z Lidla z siatkami wypakowanymi serkiem śmietankowym, kajzerkami i kilogramem pistacji z promocji. #BORnieumiewkorpo
Imprezy teamowe, z których wylatywałam na skrzydłach (dosłownie machałam rękoma niczym ptak/ ul. św. Antoniego pamięta). Moce uskrzydlające zapewniały shoty “porn star” z nieodżałowanej, zamkniętej już  niestety na stałe, Szajby…
Na zawsze zapamiętam symbol żelkowego-Szajbowego-misia przesłany
mi, w poranek po ptasim locie,  przez przyjazną duszyczkę, (gdy na jednym z niewielu kac-y w swoim życiu, wisiałam nad miską na pranie,
bo do łazienki było za daleko), z zapytaniem:
Hawran, czujesz się dziś jak porn star? 🙂
Ale przede wszystkim te 9 lat to ogromna ilość wspaniałych ludzi, bliższych, dalszych i najbliższych, którzy zatrzymali mnie w tej firmie
na tak długo.
Ludzie uroczo widzący po imprezie “wszechświaty równoległe”,
Ci, z którymi można było bezkarnie jeść rurki z nadzieniem czekoladowym, pograć w planszówki po robocie, pogadać o żadorach, landlordach
no i ofkors o dedlajnach. I will miss u!

Ostatnio udało mi się jeszcze, w ramach wycieczki z firmy,  załapać na wspomniany wyżej egzamin, który jest z perspektywy tego wpisu niezwykle istotny, gdyż przez to, że odbywał się w stolicy, (a nie chciałam męczyć się podróżą samochodem i szukaniem miejsca do parkowania
w WWA), mogłam powrócić na chwilę do tematu, który generował masę obserwacji do bloga w przeszłości, a mianowicie PKP.
Zdecydowałam się bowiem pojechać na egzamin pociągiem i przy okazji prze-egzaminować koleje państwowe z tego, jak sobie radzą w dobie pandemii.
W przeciwieństwie do mnie, pe-ka-pe nie do końca egzamin zdało…
Do stolicy jechałam klasycznym interSITI, wracałam zaś szumnym(szumiącym) Pęd-O-lino.
Klasyczne IC pełne paradoksów, czyli biznes as jużual.
Ludzie stłoczeni w jednym wagonie, dwa inne wagony zupełnie puste.
Klimatyzacja w stłoczonym wagonie nie do naprawienia, trza otworzyć okna, bo przy prawie 30 stopniach na dworze, szybciorem nie ma czym oddychać, a nawet jeszcze nie dojechaliśmy na Wrocław Brochów.
W końcu dostajemy złotą radę – mogą Państwo przesiąść się do innych wagonów, bo jest dużo wolnych miejsc (odkrycie Ameryki).
No to hop, przesiadka. W kolejnym wagonie zaś, załoga przejęta ciepełkiem w tym “oryginalnym z biletu”, ustawia temperaturę na przeciwnym końcu skali. Skali: Syberia. Zimą.
Organizm normalnego człowieka wariuje.
Z tego wszystkiego myślę sobie: dobra, zmusili mnie, idę do WARS-u, pierwszy raz w życiu. Może tam lodówka i kuchenka wygenerują przyjazną człowiekowi atmosferę.
Temperatura do zniesienia. Gorzej z resztą.
Głodny człowiek (ja) zamawia kanapkę. I słyszy: “nie ma kanapek.
Nie ma chleba. To znaczy jest chleb, ale tylko do żurku”
. #Barejawiecznieżywy
Nie chcę żurku. Na pocieszenie biorę chipsy. Nie można płacić kartą,
bo akurat ta część trasy przebiega w lasach i nie ma zasięgu,
więc terminal leży smutny.
Wyciągam gotówkę, biorę chipsy i dostaję… bardzo mało reszty.
Bo w WARS-ie jeżdżą najdroższe chipsy świata. Przebiły nawet te z portu lotniczego.
Ale skoro już wzięłam do ręki szeleszczącą paczkę, no przecież
już jej nie oddam. W lodowatym wagonie będą mi jedyną pociechą. Uboższa o wiele monet wracam do zimnego wagonu. Rozgrzana ceną za oszukaną, wypełnioną do połowy powietrzem, paczkę odczuwam mniej chłodu
z klimy.
Jem masło wiejskie z solą w postaci chipsów, a w zasadzie, za tę cenę, delektuję się nimi.
Wtem słychać z głośnika: “Drodzy Państwo: mamy opóźnienie techniczne. Proszę się jednak nie martwić. Opóźnienie jest wliczone w czas podróży…”.
W sumie, jak się tak zastanowić, to byłoby to świetne hasło reklamowe polskiej kolei: “Pe-Ka-Pe. Opóźnienie wliczone w czas podróży”.
W drodze powrotnej Pęd-O-lino też technicznie się spóźniło. Ale nie to było w nim najsłabsze. Najmniej komfortowe było to, że miejsca na nogi było
w nim mniej niż w klasycznym ICeku. I mówi to osoba z wcale nie najdłuższymi nogami na świecie.
Wniosek: w PKP jak było – tak jest. Poziom europejski jeszcze za tymi lasami z WARSa.
W samej stolicy jak zwykle dobre wspomnienia (przypominam, że jestem fanką Warszawy i ludzi w tymże mieście, więc zero ironii).
Ciepłe pączki na Chmielnej, najlepsza na świecie Pani z Żabki, która
pół godziny przed egzaminem mówi, że wylosuje mi największego Laguna,
tfu croissanta, jakiego ma dostępnego, żebym miała dobry dzień. Do tego przepyszne koktajle we Wrzeniu Świata i niesamowite jedzenie
w Niecodziennej Sadybie.
Sadyba cała zaczarowana, od magicznego szlaku latarni gazowych
i w ogóle WOW.
I tylko willi Elżuni /apteki pod Modrzewiem z Klanu brak.
I szokująca wiadomość od gugla, że willę “grał”kompleks willowy RENATA z Podkowy Leśnej. #jakniewielewiemjeszczeożyciu
Z cyklu wiedzy do uzupełnienia – muszę też lepiej zapamiętać sobie
to,iż  ludzie w stolicy mają inne poczucie odległości niż śmiertelnicy
z innych miast.
Przekonałam się o tym, gdy desperacko poszukiwałam Żabki na Mokotowie (nie po alkohol!), po godzinie 22 i napotkana Pani rozbudziła moje nadzieje mówiąc: “no tu jest taka osiedlowa żabka, niedaleko, po lewej stronie,
za krzyżówką ją Pani zobaczy”
. Zobaczyłam… 4 skrzyżowania i 2 km dalej. Dodam dla zwiększenia dramaturgii, że miałam już na ten moment nieco obtarte stopy od nowych butów. Przecież do stolycy w starych trampkach pojechać nie wypadało. Trzeba było, jak niegdyś na niedzielę, kazary za ostatnie złotówki wyciągnąć z pudełka.
Na szczęście już prawie nie pamiętam o tych obtarciach, więc no hard feelings stolico.
Po powrocie do Wrocławia standardowy wakacyjny świat, rozkopane całe miasto, wytramwajenia, osiedlowe inby, korek na korku i agresywni kierowcy.
A skoro o inbach mowa, to teraz głównie na tapecie te związane z EURO 2020(1).
Te na boisku to wiadomo. Szok, że Polska odpadła…(Plażo proszę, jak rzekłby klasyk PigOut), czerwone kartki, granie dosłownie “do własnej bramki” etc.
Ale są i inne. Ot choćby marketingowe. Cola ble, mówi Kristiano.
Agua mówi. Ja bym powiedziała Pepsi, zamiast Agua, ale nikt mi nie płaci, więc tylko napiszę.
W wielu polskich domach też drama na dramie. Czy wystarczy piwerka
i czipsików, w razie dogrywki i ewentualnych karnych?
Czy Janusz zdążył po sześciopak za złotówkę w Biedrze, czy jakaś husaria
z innej ośki go wyprzedziła?
W telewizji: studio przed meczem, studio po meczu, studio w trakcie meczu, przerywane reklamą wyżej wymienionego 6-paka, studio nad meczem i studio pod meczem. Analizy rozrysowywane kolejno przez: trenerów, byłych piłkarzy, analityków biznesu i przypadkowo przechodzących pod tefałpe ludzi.
Kawał ramówki tejże stacji zajęte przez studio. Reszta musi szyć wakacyjny sezon ogórkowy ukrytą prawdą zdrad i szpitala, lub tureckim tasiemcem rozbitym z 360 odcinków na 1290 krótszych.
Wracając do tematu studia – każdy w domu ma, OCZYWIŚCIE swoich komentatorów:
“no w klubie za kasę to gra, w reprezentacji mu się nie chce” , “patrz jaka wags, we loży  VIP, złotem obwieszona”, “o, Ed Sheeran na trybunach”, “patałachy,
jak oni grają?’, “z czym do ludzi?”, “marzą o szybszych wakacjach”,
“a w Bajernie to strzela”, “co ten Wojtek odpi******?”za czasów Górskiego
to grali”
i nieśmiertelne: “nic się nie stało”.
Przez to EURO to nawet  o innych inbach niezbyt głośno.
Przebić się zdołała tylko “moda na brzydotę” (podpowiem, że wracamy
do tematyki Klanu,a  konkretnie Bożenki).
Tyle już o tym napisano, że w zasadzie nic nie dodam odkrywczego.
Najlepsze podsumowanie zrobiła Kasia Nosowska wraz z mopsem Jadzią
i do nich odsyłam.

Pamiętajcie, jedzcie cytrusy, dobrze obstawiajcie mecze, wygrywajcie bitwy w Lidlu o cokolwiek potrzebujecie powalczyć i  kochajcie się takimi jakimi jesteście!

A jakbyście chcieli umilić sobie czas w domu dobrym zapachem, ja, jako fan dobrych aromatów, polecam Wam serdecznie profil mojej znajomej Moniki, zwany Mięta przez Rumianek (pod taką właśnie nazwą znajdziecie Monię na fejuniu).

Mnie się udało nawet cytrusowy olejek od niej dostać, więc jak braknie pomarańczy i cytryn w Lidziu, to powdycham sobie w eterycznej formie.
Dla zdrowia i relaksu.

Tejk ker, czyli trzymajcie się ciepło (byle nie tak, jak w nie-klimatyzowanym wagonie pekapsa).

Podpisano:

Wasza Kluska (z pełnego  przemiału).

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *