O hazardzie w korpo, braku chleba w WARSie, małym chińskim zwiadowcy i odległej Żabce.

Zdarzyć się mogło.
Zdarzyć się musiało.
Zdarzyło się wcześniej. Później. Bliżej. Dalej.
Zdarzyło się nie tobie.

Wisława Szymborska, Wszelki wypadek

Zdarzyło się mnie!
Wiele rzeczy, które sprawiły, że pisanie znowu wylądowało gdzieś
na szarym końcu priorytetów.
A to jakiś ciężki egzamin (zdany!), a to wysłanie dziecka w ramy przedszkolno-żłobkowych instytucji ( a co za tym idzie pierwsze rysunki i…infekcje przytargane od innych dzieci, które jeńców nie biorą i rozłożyły też rodziców), załamywanie rąk nad rynkiem mieszkaniowym oraz,
last but not least, zmiana pracy… Po 9 latach, 3 miesiącach i 14 dniach!
Stało się i aj-bi-em przestał być moją firmą-matką.  Prawie jednej czwartej części swojego życia właśnie macham na pożegnanie, zostając z masą wspomnień i dobrych kontaktów w społecznej sieci.
Jak to z matkami bywa – czasem bardziej kochasz a czasem bardziej
Cię denerwuje – tak też było i tu. Mix rzeczy złych i dobrych, ludzi wspaniałych i takich trochę mniej.
Ogrom śmiechu, trochę łez i fakapów.
Dużo wypitych…kaw. Z mlekiem. Tym, co szczęśliwie w danym dniu nie zaginęło. To w zasadzie, jakby  się zastanowić,  zawsze była loteria:
ile ubyło dziś, bo ktoś sobie “użyczył”? #jakiekorpotakihazard
Ogrom zjedzonych ciast “z każdej możliwej okazji”, pochłoniętych
w stresie batoników z automatu, który też “działał” na pograniczu “hazardu”. #Snickerswypadnieczymaszynawciągnie2złoteinicnieda
Kilka działów, kolorów włosów i pseudonimów. Do starego dobrego Hawrana ludki z korpo dołożyły: małego chińskiego zwiadowcę, japońską księżniczkę i Kluskę (cienką, rosołową nitkę).
Kilka zaginionych sztućców. Sporo jedzenia, którego nie odnalazłam
w lodówce, mimo głębokiego przekonania, że kilka godzin wcześniej
je do niej wkładałam.
Fragment poręczy spadający na środek mojej głowy z piętra wyżej,
w trakcie próbnej ewakuacji (trafiona ja- jedna na 1000 osób/ skutki uboczne do dziś nie do końca rozpoznane).
VIPy na dzielni, jak na przykład Vateusz M. (znany w pewnych kręgach już wtedy jako premier), które, mimo Borowików ochronnych, nie zdołały ominąć 3 nerdów wracających z Lidla z siatkami wypakowanymi serkiem śmietankowym, kajzerkami i kilogramem pistacji z promocji. #BORnieumiewkorpo
Imprezy teamowe, z których wylatywałam na skrzydłach (dosłownie machałam rękoma niczym ptak/ ul. św. Antoniego pamięta). Moce uskrzydlające zapewniały shoty “porn star” z nieodżałowanej, zamkniętej już  niestety na stałe, Szajby…
Na zawsze zapamiętam symbol żelkowego-Szajbowego-misia przesłany
mi, w poranek po ptasim locie,  przez przyjazną duszyczkę, (gdy na jednym z niewielu kac-y w swoim życiu, wisiałam nad miską na pranie,
bo do łazienki było za daleko), z zapytaniem:
Hawran, czujesz się dziś jak porn star? 🙂
Ale przede wszystkim te 9 lat to ogromna ilość wspaniałych ludzi, bliższych, dalszych i najbliższych, którzy zatrzymali mnie w tej firmie
na tak długo.
Ludzie uroczo widzący po imprezie “wszechświaty równoległe”,
Ci, z którymi można było bezkarnie jeść rurki z nadzieniem czekoladowym, pograć w planszówki po robocie, pogadać o żadorach, landlordach
no i ofkors o dedlajnach. I will miss u!

Ostatnio udało mi się jeszcze, w ramach wycieczki z firmy,  załapać na wspomniany wyżej egzamin, który jest z perspektywy tego wpisu niezwykle istotny, gdyż przez to, że odbywał się w stolicy, (a nie chciałam męczyć się podróżą samochodem i szukaniem miejsca do parkowania
w WWA), mogłam powrócić na chwilę do tematu, który generował masę obserwacji do bloga w przeszłości, a mianowicie PKP.
Zdecydowałam się bowiem pojechać na egzamin pociągiem i przy okazji prze-egzaminować koleje państwowe z tego, jak sobie radzą w dobie pandemii.
W przeciwieństwie do mnie, pe-ka-pe nie do końca egzamin zdało…
Do stolicy jechałam klasycznym interSITI, wracałam zaś szumnym(szumiącym) Pęd-O-lino.
Klasyczne IC pełne paradoksów, czyli biznes as jużual.
Ludzie stłoczeni w jednym wagonie, dwa inne wagony zupełnie puste.
Klimatyzacja w stłoczonym wagonie nie do naprawienia, trza otworzyć okna, bo przy prawie 30 stopniach na dworze, szybciorem nie ma czym oddychać, a nawet jeszcze nie dojechaliśmy na Wrocław Brochów.
W końcu dostajemy złotą radę – mogą Państwo przesiąść się do innych wagonów, bo jest dużo wolnych miejsc (odkrycie Ameryki).
No to hop, przesiadka. W kolejnym wagonie zaś, załoga przejęta ciepełkiem w tym “oryginalnym z biletu”, ustawia temperaturę na przeciwnym końcu skali. Skali: Syberia. Zimą.
Organizm normalnego człowieka wariuje.
Z tego wszystkiego myślę sobie: dobra, zmusili mnie, idę do WARS-u, pierwszy raz w życiu. Może tam lodówka i kuchenka wygenerują przyjazną człowiekowi atmosferę.
Temperatura do zniesienia. Gorzej z resztą.
Głodny człowiek (ja) zamawia kanapkę. I słyszy: “nie ma kanapek.
Nie ma chleba. To znaczy jest chleb, ale tylko do żurku”
. #Barejawiecznieżywy
Nie chcę żurku. Na pocieszenie biorę chipsy. Nie można płacić kartą,
bo akurat ta część trasy przebiega w lasach i nie ma zasięgu,
więc terminal leży smutny.
Wyciągam gotówkę, biorę chipsy i dostaję… bardzo mało reszty.
Bo w WARS-ie jeżdżą najdroższe chipsy świata. Przebiły nawet te z portu lotniczego.
Ale skoro już wzięłam do ręki szeleszczącą paczkę, no przecież
już jej nie oddam. W lodowatym wagonie będą mi jedyną pociechą. Uboższa o wiele monet wracam do zimnego wagonu. Rozgrzana ceną za oszukaną, wypełnioną do połowy powietrzem, paczkę odczuwam mniej chłodu
z klimy.
Jem masło wiejskie z solą w postaci chipsów, a w zasadzie, za tę cenę, delektuję się nimi.
Wtem słychać z głośnika: “Drodzy Państwo: mamy opóźnienie techniczne. Proszę się jednak nie martwić. Opóźnienie jest wliczone w czas podróży…”.
W sumie, jak się tak zastanowić, to byłoby to świetne hasło reklamowe polskiej kolei: “Pe-Ka-Pe. Opóźnienie wliczone w czas podróży”.
W drodze powrotnej Pęd-O-lino też technicznie się spóźniło. Ale nie to było w nim najsłabsze. Najmniej komfortowe było to, że miejsca na nogi było
w nim mniej niż w klasycznym ICeku. I mówi to osoba z wcale nie najdłuższymi nogami na świecie.
Wniosek: w PKP jak było – tak jest. Poziom europejski jeszcze za tymi lasami z WARSa.
W samej stolicy jak zwykle dobre wspomnienia (przypominam, że jestem fanką Warszawy i ludzi w tymże mieście, więc zero ironii).
Ciepłe pączki na Chmielnej, najlepsza na świecie Pani z Żabki, która
pół godziny przed egzaminem mówi, że wylosuje mi największego Laguna,
tfu croissanta, jakiego ma dostępnego, żebym miała dobry dzień. Do tego przepyszne koktajle we Wrzeniu Świata i niesamowite jedzenie
w Niecodziennej Sadybie.
Sadyba cała zaczarowana, od magicznego szlaku latarni gazowych
i w ogóle WOW.
I tylko willi Elżuni /apteki pod Modrzewiem z Klanu brak.
I szokująca wiadomość od gugla, że willę “grał”kompleks willowy RENATA z Podkowy Leśnej. #jakniewielewiemjeszczeożyciu
Z cyklu wiedzy do uzupełnienia – muszę też lepiej zapamiętać sobie
to,iż  ludzie w stolicy mają inne poczucie odległości niż śmiertelnicy
z innych miast.
Przekonałam się o tym, gdy desperacko poszukiwałam Żabki na Mokotowie (nie po alkohol!), po godzinie 22 i napotkana Pani rozbudziła moje nadzieje mówiąc: “no tu jest taka osiedlowa żabka, niedaleko, po lewej stronie,
za krzyżówką ją Pani zobaczy”
. Zobaczyłam… 4 skrzyżowania i 2 km dalej. Dodam dla zwiększenia dramaturgii, że miałam już na ten moment nieco obtarte stopy od nowych butów. Przecież do stolycy w starych trampkach pojechać nie wypadało. Trzeba było, jak niegdyś na niedzielę, kazary za ostatnie złotówki wyciągnąć z pudełka.
Na szczęście już prawie nie pamiętam o tych obtarciach, więc no hard feelings stolico.
Po powrocie do Wrocławia standardowy wakacyjny świat, rozkopane całe miasto, wytramwajenia, osiedlowe inby, korek na korku i agresywni kierowcy.
A skoro o inbach mowa, to teraz głównie na tapecie te związane z EURO 2020(1).
Te na boisku to wiadomo. Szok, że Polska odpadła…(Plażo proszę, jak rzekłby klasyk PigOut), czerwone kartki, granie dosłownie “do własnej bramki” etc.
Ale są i inne. Ot choćby marketingowe. Cola ble, mówi Kristiano.
Agua mówi. Ja bym powiedziała Pepsi, zamiast Agua, ale nikt mi nie płaci, więc tylko napiszę.
W wielu polskich domach też drama na dramie. Czy wystarczy piwerka
i czipsików, w razie dogrywki i ewentualnych karnych?
Czy Janusz zdążył po sześciopak za złotówkę w Biedrze, czy jakaś husaria
z innej ośki go wyprzedziła?
W telewizji: studio przed meczem, studio po meczu, studio w trakcie meczu, przerywane reklamą wyżej wymienionego 6-paka, studio nad meczem i studio pod meczem. Analizy rozrysowywane kolejno przez: trenerów, byłych piłkarzy, analityków biznesu i przypadkowo przechodzących pod tefałpe ludzi.
Kawał ramówki tejże stacji zajęte przez studio. Reszta musi szyć wakacyjny sezon ogórkowy ukrytą prawdą zdrad i szpitala, lub tureckim tasiemcem rozbitym z 360 odcinków na 1290 krótszych.
Wracając do tematu studia – każdy w domu ma, OCZYWIŚCIE swoich komentatorów:
“no w klubie za kasę to gra, w reprezentacji mu się nie chce” , “patrz jaka wags, we loży  VIP, złotem obwieszona”, “o, Ed Sheeran na trybunach”, “patałachy,
jak oni grają?’, “z czym do ludzi?”, “marzą o szybszych wakacjach”,
“a w Bajernie to strzela”, “co ten Wojtek odpi******?”za czasów Górskiego
to grali”
i nieśmiertelne: “nic się nie stało”.
Przez to EURO to nawet  o innych inbach niezbyt głośno.
Przebić się zdołała tylko “moda na brzydotę” (podpowiem, że wracamy
do tematyki Klanu,a  konkretnie Bożenki).
Tyle już o tym napisano, że w zasadzie nic nie dodam odkrywczego.
Najlepsze podsumowanie zrobiła Kasia Nosowska wraz z mopsem Jadzią
i do nich odsyłam.

Pamiętajcie, jedzcie cytrusy, dobrze obstawiajcie mecze, wygrywajcie bitwy w Lidlu o cokolwiek potrzebujecie powalczyć i  kochajcie się takimi jakimi jesteście!

A jakbyście chcieli umilić sobie czas w domu dobrym zapachem, ja, jako fan dobrych aromatów, polecam Wam serdecznie profil mojej znajomej Moniki, zwany Mięta przez Rumianek (pod taką właśnie nazwą znajdziecie Monię na fejuniu).

Mnie się udało nawet cytrusowy olejek od niej dostać, więc jak braknie pomarańczy i cytryn w Lidziu, to powdycham sobie w eterycznej formie.
Dla zdrowia i relaksu.

Tejk ker, czyli trzymajcie się ciepło (byle nie tak, jak w nie-klimatyzowanym wagonie pekapsa).

Podpisano:

Wasza Kluska (z pełnego  przemiału).

4 LATA!
TO DZIŚ!
Oby szczęśliwie udało się pisać przez 4 kolejne.
Może nawet z większą częstotliwością ?#hopeforthebestplanfortheworst

Tymczasem korzystajcie z pierwszego prawdziwie influenserskiego-dedykowanego kodu, jaki stworzyli dla mnie kawowi cudotwórcy
z coffeeforyou.pl
Kod brzmi: kawazsensem

#linkdoichstronyponiżej:

Strona Główna

Wesołego Zająca, albo i dwóch!
Hawran

O małpach w złocie, kontrowersji interaktywnych zabawek, poszukiwaniu trzepaka i małym chińskim zwiadowcy.

"Jakże to miasto się odchamia… 
 Ileż tu pereł, złota, bzu… 
 Jakże ta ziemia wojny wchłania, 
 jakby nie było wojen tu!… 
 Tłuścieją zady naszych aut, 
 maleją stópki naszych dam, 
 i nawet gdyby Wojski grał, 
 nie grałby piękniej, niż ja gram. 
 Pachną perfumy znanych firm – 
 jest Nina Ricci, Antilope… 
 I najmodniejszy grają film, 
 i pod krawatem chodzi chłop". 

Agnieszka Osiecka: "Chodzony"

Ileż w tym cytacie “aktualności”…
Mimo, iż jest mym rówieśnikiem, czyli “trójkę” ma z przodu już od lat paru, to tak, jak ja – w ogóle się nie starzeje.

Zady aut tłuścieją, sama ilość “zadów” też coraz większa na ulicach, wszak jeden na rodzinę to co dla niektórych myśl niedopuszczalna (#skandal).

Perfumy też pachną – bardziej lub mniej oryginalnie, zależnie od budżetu.

“Ileż tu pereł, złota…” – i znowu w punkt! Błyskotki dostępne w zasadzie
na każdym rogu.
Ot choćby u przedstawicieli takiej jednej firmy, co to jej nazwa jest
na pierwszą literę (A)lfabetu i takiej co to:
ją stać na długie reklamy z celebrytkami, za dwa tysiące
pe-el-enów nie pracującymi,
może sobie pozwolić na  wysyłanie szampanów do innych gwiazd szołbiznesu z życzeniami “wesołych świąt” (#je*** biedę)
na lokowanie produktów w każdym programie tefał-enu kasiorę ma,
na wypłaty dla pracowników piniążka już nie ma i musi wołać Państwo
o pomoc.
Kilka szampanów mniej, jedna celebrytka zamiast trzech i budżet jakoś
by się spiął.
No ale widocznie doradzał tam w pi-arach ktoś, z trafnością sądów tego Pana, co to przewalił 70 mln złotych na wybory, które się nie odbyły.

Ja, jakby była potrzeba, drodzy przedstawiciele luksusowej marki powyżej, ekselka sklecę, z tabelami przestawnymi i vi-luk-apem tak, że budżecik
się będzie zgadzał. Wynagrodzenie przyjąć mogę w złocie. #pewnawaluta #justsaying #tylkopoważneoferty.

Back to cytat ze wstępu.

Osiecka pisze w nim też o mieście “odchamiającym się”.
I tu mam pewien dysonans…
No bo z jednej strony , jasne, ok, można rzec: teatry, kina, opery, eleganckie restauracje/a w nich degustacje, w czasach “przed-maskowych” pękały
w szwach:
-od ludzi naprawdę zafascynowanych daną częścią wysoko rozumianej kultury i rozrywki
– od tych, co to idą na Rigoletto, żeby w towarzystwie nie odstawać (przecież na salonach nikt normalny się nie przyznaje, że najchętniej ogląda Klan albo gra w grę, wcinając przy tym coś nie-wege, nie-bio, nie-zdrowego).

Ale z drugiej strony Ci, na pozór poważni ludzie, tacy bą tą pierdą, pracownicy wielkich korporacji, ludzie przy kasie ( i nie mówię tu o tej
w supermarkecie), w pewnych codziennych sytuacjach pokazują, że jednak słoma z butów wystaje im przysłowiowa i, jak to mawiała moja mama: “małpa ubrana w złoto zawsze pozostanie małpą” i, prawie równoważne:
“z g**** bata nie ukręcisz”.
Czytaj: kultura i empatia na pokaz.

Pójdźmy w przykład lokalny, z mojego osiedla, a raczej z osławionego fejsbuniowego forum, które ma już własne bingo (takie ekscesy i dramy
tu odchodzą).
W okolicach listopadowo-grudniowych pojawiło się tam ogłoszenie
o listach do Mikołaja napisanych przez dzieci z naprawdę biednych rodzin.
W żadnym z tych listów nie było roszczeniowości. Były marzenia.
I generalnie nikt nie zmuszał nikogo do brania udziału w spełnianiu życzeń z tychże listów.
Za to, jak to zwykle bywa w świecie internetowych trolli, musiała pojawić się jakaś oburzona obywatelka, która stwierdziła, że to już jest SKANDAL, żeby nastolatka prosiła o perfumy, wszak powinna już pracować i sama sobie odłożyć na takie rzeczy.
I poszła fala hejtu na organizatorkę akcji i na te listy. W trakcie trwania fali miała miejsce na przykład licytacja osiedlowa: “Kto wcześniej w życiu zaczął pracować na własne utrzymanie?” (rekordowy był chyba ten, co wystartował jak miał lat 13), a za tym poszłaaa już cała reszta, na przykład wytykanie,
że co jak co, ale marzenie dziecka o zabawce interaktywnej to chyba przesada (no ba, przecież każde szanujące się dziecko powinno marzyć
o wełnianych skarpetach albo fajniaku z gangu
). Ten nawias to oczywiście czysta ironia z mojej strony.
Później dołączyły głosy, jak to w Szlachetnej Paczce nie ma takich wymagań (edit: bulszit, bo są, jest nawet na to kategoria: życzenia specjalne, bo każdy ma prawo marzyć), i że tylko SP jest super.
Za tym poszła oczywiście kolejna licytacja: kto w ilu Szlachetnych brał udział. #facepalm
Poprzez branie udziału pewne nerdy z mojej firmy (znam gęby nie od dziś, bo na moim osiedlu 80% to ludzie z mojej korpo) mają pewnie na myśli wrzucenie dwóch złotych do puszki, którą ktoś jak ja (organizator akcji
na poziomie firmy) tworzył zmęczony po nocach (nie mając zdolności manualnych, więc podwójny szacun for me, że się nie rozwalały).
Już prawie wdałam się w dyskusję, bo paru cwaniakom należałoby utrzeć nosa, ale… znając cechy mieszkańców tego osiedla bałam się, że, ktoś
za utarcie nosa mógłby mi utrzeć/przetrzeć samochód. Albo dać po gębie pod wiatą śmietnikową. #pracujęwsecurity #muszęminimalizowaćryzyka

Zamiast tego, pohamowałam emocje i zrealizowałam z nawiązką list Mikołajowy jednej z rodzin (w którym była nie jedna, lecz dwie zabawki interaktywne! W pakiecie z wieloma innymi prezentami). #szachmatpaździerze

Dodatkowo zaangażowałam się jeszcze we wspomniane już na łamach bloga akcje: PigOutowe ratowanie świąt, (która wyszła nader wspaniale, no ale PigOut to ma zasięgi jak  5G a nie moje słabe E(dge), w zbiórkę na rzecz Domu Pomocy Społecznej w Łodzi i kilka pomniejszych.

No i mam całe auto, więc chyba w sumie nie-najgorzej to wszystko wyszło.

Jak już ogarnęłam się z prezentami dla nieznajomych, zaczęło się myślenie nad prezentami dla najbliższych.

I to jest ciężki orzech (włoski, z góry makowca) do zgryzienia. Szczególnie, gdy Twoi bliscy w zasadzie mają przysłowiowe wszystko.
Ale jako, że w pracy funkcjonowałam pod pseudonimem “mały chiński zwiadowca” i, jako socjolog z wykształcenia, mam dość dobre taktyki “wywiadowcze” – to już mam prawie skompletowane pakensy pod choinkę. #brawoja

W czasie tak zwanym pomiędzy, gdy dzieci odliczają dni do świąt
na kalendarzu adwentowym, udało mi się też wysłać parę “między-niespodzianek/między-miastowych” do ludzi, których cenię, i którzy robią dobre rzeczy w tych niedobrych ogółem czasach.

Aaa, i w międzyczasie, co ogłosiłam na fejsbuniu i instagramuniu – wpadłam na doskonały pomysł na tytuł mojej książki, co do której na razie mam właśnie tylko tytuł… (#nieodrazuRzymzbudowanoczytamKraków).

Będzie to (fanfary!): “Hawran do kawy! #historiapisanahasztagami”.

Wszak to cała ja: Hawran, kawa i hasztag.
Do kawy zazwyczaj wcinamy coś słodkiego.
Hawran bywa sweet.
No idealniej się nie da!

Ktokolwiek chciałby pomóc mi znaleźć wydawcę – piszcie o każdej porze dnia i nocy.
#taksobiemyślęczydamradę #apotempatrzęnaksiążkicelebrytów #howhardcanitbe #tylkoczasubrak

Wracając na chwilę do tematyki prezentów, to już kwestie bardzo indywidualne: co/kto/komu/kupuje.
Jest jednak pewna grupa społeczna, ta najmłodsza i pierwsza do buszowania pod choinką, czyli dzieci, z którymi aktualnie niby nie ma problemu,
bo zabawek, książek, puzzli, laleczek LOL i zestawów Lego jest bez liku,
ale żeby jednak trafić coś wartościowego, co przy okazji nie zepsuje jakości życia rodziców (szczególnie w czasach pandemii), to już nie takie hop siup, hip hop a nawet hula-hop, jak mawiał kiedyś ktoś w jakimś kabarecie.

I tu odsyłam Was do absolutnie genialnego artykułu PigOuta, pt.
“Jakich prezentów nie kupować cudzym bombelkom?”, dzięki któremu macie szanse i uśmiać się od ucha do ucha i uniknąć katastrofy jaką jest wydziedziczenie z rodziny za niefortunny zakup.

Jakich prezentów nie kupować cudzym bombelkom?

Osobiście polecam zakupy internetowe.
Szakirowe whenever i wherever się da.

Mieszkam obok dużego centrum handlowego i ilość ludzi
w nie-dystansie społecznym, z maskami na brodzie, zamiast na nosie,
co to czekają albo do kerfa albo do halfigera, by się na promki załapać sprawia, że tak, jak nad polskim morzem, stwierdzam: pandemii brak.
Telewizja kłamie.

I przez te tłumy i hordy żądnych towarów klientów, wędrujemy
z bombelkiem spacerowo po ciemnych tyłach Castoramy oraz Lerła,
bo na przedzie, w świetle, kółka od wózka dziecięcego nie wciśniesz.
Oczywiście część “kastomerów”parkuje pod naszymi blokami, zabierając tak cenne miejsca parkingowe i znowu na forum inby się dzieją, bo lokalsi, nie chcąc taszczyć się z torbami 5 km do bloku, parkują ryzykownie, balansując na krawędzi wytrzymałości innych mieszkańców (parkujących).

Rekordowy post,  z jawnym zdjęciem tablic rejestracyjnych źle zaparkowanego (wg jednej Pani) auta, osiągnął już około 60 komentarzy,
co, jak na to forum, jest bardzo dużą ilością. Wcześniej tyle komci miał niesmak o interaktywne zabawki.

Ludzie na mojej ośce zamiast myć okna, generują brudy na forum.

Otóż Pani Zbulwersowana miała problem z wyjazdem z miejsca parkingowego, bo Pan parkujący na przeciwko tegoż miejsca wg niej nie powinien tam w ogóle stać.
Załączone zdjęcie nieco ją pogrążyło, bo było widać, że przy dobrych manewrach wyjechać by się dało bez większego problemu. Na 3 razy,
ale jednak bez tragedii.
A więc, jak mawia Pigout: “Plażo proszę”,  we Włoszech by Cię nauczyli,
że albo parkujesz na milimetry i sobie radzisz z konsekwencjami tego,
że tak też parkują inni, albo giniesz). #badumtss
Niemniej jednak, jak już mówiłam; lubię swoje auto i nie chcę żadnej wendety, więc usiadłam z popcornem i obserwowałam rozwój wydarzeń
w sekcji komentarzy. #prawiejakwkinie #samochodowym #hehe

Na “ekranie” doszło oczywiście do wyciągania brudów z przeszłości.
Tata mojej mojej kumpeli skwitowałby to ostrzegawczym: “patrz z kim tańczysz!”(#ludzie pamiętają).
I okazało się, że nasza Pani Oburzona sama jakiś czas temu dostała,
w prezencie od Panów z firmy wywożącej śmieci, “worek” pod wycieraczkę za to, że zablokowała im przejazd. #karmaisabitch
Były też groźby sprawy sądowej (ujawnianie tablic rejestracyjnych bez zgody właściciela i dyskusja czy jest to naruszenie wizerunku czy nie), zaproszenia na naukę jazdy dla autorki posta, wzmianki o znajdowaniu prawa jazdy w czitosach,  linki o zniesławieniach,
hasła pod tytułem : “nie ze**** się” (nawiązujące do wulgarnego określenia związanego z załatwianiem potrzeb fizjologicznych) i generalnie “świąteczna, merry Xmas, atmosfera”. #hohoho
Powiem tyle: To był doskonały niedzielny przerywnik od prozy życia.

Tak sobie myślę, co tam jeszcze od ostatniego wpisu się wydarzyło,wartego wspomnienia…

O!, Cyberpunk miał premierę. Niestety jako człowiek, który nabawił
się traumy nie potrafiąc wyjść z jednego z pokoi w grze Max Payne 2,
nie wypowiem się na ten temat, bo gry nie mam i mieć nie będę. #generalnenołdlagier #tylkoMortalKombat

W branży celebryckiej:
-milionowe dotacje dla “głodujących” artystów, co to ostatnie zaskórniaki wydali na paliwo do dżeta
– Blanka eL zaprojektowała szpilki za pięć tysięcy złotych (na które stać będzie tylko artystów po dotacjach), w limitowanej serii 24 sztuk. #ciekaweczemunie365?
– Sylwestrowa ramówka już nieco znana, czyli czeka nas albo odgrzewany Rocky albo odmrożona Mary-La. #teamSylwester(Stallone)

W branży gastronomicznej:  szał na drwala i nie chodzi o Pana z brodą, tylko o powrót kanapki drwala do restauracji pod złotymi łukami,
oraz kilometrowe kolejki do makdrajwa, by usłyszeć pytanie: a może frytki do tego? Komentarzem, że mam zniczyk przegrywu, bo jadłam tylko wersję
z kurczakiem i mi nie podeszła w dodatku (!), zakończę.
Proszę o uszanowanie odmienności gustów. #ojedenbekonzadużo

Na koniec PePeEsy, czyli Pe-esy w punktach:

  1. Wracając do osiedlowego forum (to jest materiał na dokument, nie poradzę): mój faworyt z przedświątecznych narzekań nań jest następujący:
    czy u Was na dziedzińcach w innych blokach też zarządca powiesił takie badziewne lampki w tym roku? Bo u nas w bloku eF bieda…”
    #opłatynaadministracjęcorazwyższe #lampekcorazmniej #jakżyć #problemyzd***(drzewka)
  2. Wciąż forum i moje ulubione pytanie z ostatniego tygodnia (bez ironii):
    “gdzie znajdę najbliższy trzepak do dywanów?”
    #tojestissue #aniejakieślampki
  3. Przed nami czas klasyków: “nie ruszaj tego, to na święta” (before)
    i “jedzcie, bo się zmarnuje” (w trakcie świąt i after). Znaczy się – czas Świąt. Na ten właśnie świąteczny czas Hawran życzy Wam, żeby wyglądał on tak, jak sobie to  wymarzycie. Ot, tylko i aż tyle!
    I może jeszcze…

Odpocznijcie, uśmiechajcie się ile wlezie i politykę zostawcie na progu
(choć pewnie będzie kusiło!).

Nafutrujcie się uszkami aż po uszy, zapijcie barszczem i dopchajcie serniczkiem.
A jak serniczek to i kawa, a jak kawa to ta od “coffeeforyou.pl” #wiadomo
Łapcie link:

Strona Główna

A w Sylwestra ,od 19  do  6 rano dnia następnego, postarajcie się nie narobić ambarasu żadnego,  bo wiecie, “jaki Nowy Rok, taki cały rok”, czy jakoś tak.
Oby tylko nie:  jaki 2020 rok, taki 2021 rok.

Na koniec sentymentalna prywata:
7 grudnia minęło 5 lat, od kiedy czas przedświąteczny spędzam bez planującej “tylko dwa ciasta”, z których robiło się magicznie 8, mamy.
Jeśli Wasze wciąż z Wami są, to jesteście farciarzami. Pomóżcie im
w świątecznych przygotowaniach i sprawcie, żeby w święta odpoczęły
a nie tylko stały przy garach.

Bogatych światełek na ośce(!) i domowej choince,
Dobrze doprawionego barszczu,
Życzliwości dookoła,
I spokoju!
Życzy Hawran